piątek, 11 lipca 2014

Rozdział 36

* Szpital *

Czuła, że leży na czymś miękkim, a przynajmniej miętszym niż twardy, zimny chodnik. Delikatnie uchyliła powieki i zaraz je zamknęła gdyż w pierwszym momencie oślepiło ją blade światło jarzeniówki. Znów otworzyła oczy, teraz już całkowicie. Nad sobą miała tylko biały sufit więc zaczęła się zastanawiać gdzie jest. Powoli przechyliła głowę na bok. Na krześle siedział jej ojciec.
-Dobrze, że się w końcu obudziłaś.-uśmiechnął się-Wystraszyłaś mnie tym wypadkiem.
-To nawet nie był wypadek.-starała się być oschła ale jej nie wyszło.
Uniosła się gwałtownie lecz poczuła przeszywający ból i opadła na poduszkę. German zaraz znalazł się przy niej.
-Możesz usiąść ale powoli. Masz sporą ranę na głowie.
Tym razem uniosła się o wiele wolniej.
-Pić mi się chce.-powiedziała bardziej od niechcenia byle tylko móc przez moment w samotności poskładać w myślach fakty.
-Przyniosę wodę.-powiedział i wyszedł.
Rozejrzała się dookoła. Znajdowała się w sali szpitalnej. Stało w niej tylko jedno, jej łóżko. Obok stolik na którym leżała jej torebka. Sięgnęła po nią. Na szczęście pamiętnik był w środku. Wyciągnęła go i przycisnęła do siebie. Zaraz potem otworzyła go i zaczęła pisać.
-Nie powinnaś się przemęczać.-stwierdził German wchodząc i stawiając butelkę wody na stoliku.
-Nie sądzę aby ktoś umarł od pisania w pamiętniku.-nawet nie podniosła wzroku.
-Przyniosłem ci wodę.
-Już nie jestem spragniona. Kiedy będę mogła wrócić do domu?
-Lekarz mówił, że jeśli wyniki będą dobre to jutro cie wypiszą.
-Co?-wybuchła-Nie chcę tu dłużej siedzieć! Która godzina?
-Violetta, nie unoś się. Musisz zostać na obserwacji.
-Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. 
-19:55
-Co? Za chwilę zacznie się występ. Chcę na niego iść.
-Nie możesz.
-Jasne. Jak zwykle.
-I tak byś już nie zdążyła. Ale obiecuję, że spełnię każdą twoją prośbę.
-Zabierz mnie tam.-nie poddawała się.
-Nie mogę. Nawet jeśli bym chciał to lekarz by się nie zgodził.
-To chcę zobaczyć się z Angie.
-Nie. Tej prośby nie mogę spełnić.
-Tato! Powiedziałeś, że spełnisz każdą moją prośbę.
-Violetto. Angie nas okłamała. 
-Nie bardziej niż ty mnie. Proszę cię tato.-mówiła błagalnym głosem-Nie muszę chodzić do Studia ani śpiewać. Chcę tylko móc się z nią widywać. To moja ciocia. Zrozum to.
German nie odpowiedział. Wyszedł bez słowa. Jego córka miała rację. Kłamstwo Angie nie było, aż tak wielkie jak te, którymi on karmił własną córkę. Usiadł na jednym z krzeseł stojących w korytarzu. Ramallo, który przyszedł był zaskoczony tym, że jego przyjaciel jest tak zadumany.
-German? Co się stało?  Violetta gorzej się czuję?
-Nie Ramallo. Wręcz przeciwnie.-wstał-Muszę coś załatwić.
Poszedł. Ramallo stał dalej nic nie rozumiejąc.

Następny dzień. Rano.
Kiedy Violetta się obudziła było już przed południe. Wstała. Na krześle leżały ubrania, które wczoraj przyniosła jej Olga. Poszła do łazienki je ubrać. Gdy wróciła zastała w swojej sali kolegę ze studio.
-Leon? Co ty tu robisz?
-Jak to co? Przyszedłem cię odwiedzić. Szkoła już się skończyła więc mogłem przyjść zaraz po śniadaniu.
-Skąd wiedziałeś, że jestem w szpitalu?
-Może najpierw usiądźmy.
-Może najlepiej wyjdźmy na dwór. Tu jest duszno.
-Możesz wychodzić?-zdziwił się.
-Przed szpital tak.-uśmiechnęła się.
Kilka minut później siedzieli na ławce przed szpitalem.
-Wczoraj jak szedłem do domu znalazłem cię leżącą na chodniku.  Zadzwoniłem po karetkę i oczywiście po twojego ojca.
Dziewczyna opowiedziała mu co zaszło poprzedniego dnia.
-Powinnaś uważać. W tamtej okolicy kręci się mnóstwo kretynów.
-Zauważyłam.-zdobyła się na uśmiech-A jak wyszedł występ?
-Wspaniale. Ale pewnie wyszłoby jeszcze lepiej gdybyś ty oraz Francesca byłyście na nim.
-Fran nie było?-zapytała zaskoczona.
-Nic nie wiesz?
-O czym?-przestraszyła się, że coś mogło się stać.
-Trzy dni temu poleciała z bratem do Włoch.
-Przed zakończeniem roku? To do niej niepodobne. Nawet nie dała mi znać. Nie pożegnała się.
-Z nikim się nie pożegnała.-starał się podnieść ja na duchu.
-Dlaczego?-spojrzała na niego z nadzieją jakby jednak znał odpowiedź.
-Nie wiem Violetta. Nikt nie wie.

* Dom Castillo *

Olga jak zwykle sprzątała dom. German natomiast siedział u siebie w gabinecie niezwykle skupiony. Ocknął się dopiero na dźwięk dzwonka do drzwi. Pani Peno poszła otworzyć. Wesoła mina od razu jej zelżała gdy zobaczyła osobę stojącą za drzwiami.
-To znowu pani.-skomentowała.
-Znowu?-Angie otworzyła szerzej oczy-Dawno mnie nie było.
-Jakby co to mnie pani obecność nie przeszkadza. Sądzę, że jest pani nawet bardzo miła ale co innego pan German...
-Tak, tak, wiem. Tylko, że to on właśnie kazał mi przyjechać.
Mężczyzna właśnie wyszedł ze swojego gabinetu. Poprosił Olgę aby szła zaparzyć herbatę aby delikatnie mówiąc pozbyć się jej na moment.
-Bałem się, że jednak nie przylecisz.
-W sumie mogłam nie przylecieć. W końcu musiałam wszystko rzucić nagle. Jednak robię to dla Violetty. Jest już w domu?
-Nie. Ramallo właśnie po nią jechał.
-Ramallo? A to nie ty powinieneś po nią jechać?
-Violetta tego sobie nie życzyła. Prawie ze mną nie rozmawia od przylotu do Buenos Aires.
-Wcale się nie dziwię.-prychnęła.
Stali właśnie na środku salonu gdy drzwi wejściowe się otworzyły.
-Angie!-dziewczyna natychmiast rzuciła się w ramiona cioci-Jak dobrze, że przyleciałaś.
-Tak. Stęskniłam się za tobą skarbie. Jak się czujesz? Twój tata mówił, że miałaś wypadek.
-Nie zupełnie wypadek. Poza kilkoma szwami na czole nic mi nie dolega.
-Całe szczęście. Martwiłam się o ciebie.
German uśmiechnął się na ten widok. Już dawno nie widział córki takiej szczęśliwej. Angie poszła z Violettą na górę gdzie siostrzenica opowiedziała jej wszystko co dowiedziała się od Leona oraz to co się z nią działo od czasu wyjazdu z Hiszpanii. Wyznała też, iż chciałaby spędzić święta z całą rodziną. W całkowitej zgodzie.
Obie były świadome, że do Wigilii pozostało już naprawdę niewiele czasu. Violettcie uda się złączyć rodzinę? Czy Francesca wróci do Argentyny? Co takiego wydarzy się w najbliższym czasie? Na te pytania nikt nie znał odpowiedzi.

* Barcelona *

Dwie kobiety i mała blondynka dojechały na lotnisko. Kobieta o czarnych włosach pożegnała się z nimi obiema.
-Mam nadzieję, że wkrótce się zobaczymy?
-Też mam taką nadzieję. Uważaj na siebie.-poprosiła.
-Za kogo ty mnie masz Clarisa?-zaśmiała się po czym ja przytuliła-Jesteś wspaniałą przyjaciółką.
Uściskała też mała dziewczynkę po czym zbliżyła się do bramki.
-Mireia zaczekaj.-zatrzymała ja Marisol.
Ściągnęła z pleców plecak i wyciągnęła z niego kopertę.
-To dla ciebie.-podała ja kobiecie.
-Co w niej jest?
-Zobaczysz. Pamiątka ode mnie.
-Dziękuję.
Przeszła przez bramkę. Teraz już nie mogła się cofnąć. Godzinę później leciała już samolotem do Caracas w Wenezueli. Otworzyła kopertę. Znajdował się w niej rysunek i zdjęcie Marisol.

2 komentarze: