wtorek, 17 marca 2015

Rozdział 38

* Włochy *
 
 -Na serio zostajesz tu już na stałe? Możesz zmienić zdanie.
Razem z Francescą spacerowała po parku jej młodsza dwunastoletnia kuzynka Martina.
-Chciałabym tam wrócić ale niestety nie mogę.
-No tak.-zamyśliła się dziewczynka-Ciocia i wujek są strasznie uparci.
-Właśnie. I nie zgodzą się abym mieszkała sama w Buenos Aires. Luca mi już wyjaśniał, że z baru długo byśmy się nie utrzymali.
-Ależ to wcale nie chodziło o bar.
-Jak to nie?-była wyraźnie zaskoczona.
Martina była nieco zmieszana. Fran dostrzegła, że młodsza nastolatka prawdopodobnie chciała powiedzieć coś czego nie powinna. Przyspieszyła kroku i zaczęła biec ale starsza brunetka prędko ją dogoniła.
-Martina! Powiesz mi o co chodzi?
-Nie mogę.
-Dlaczego?-ujęła jej dłonie w swoje.
-Tak naprawdę sama do końca nie wiem co się dzieje.
-Nie kłam i powiedz prawdę.
-To prawda.-broniła się.
-Ale zaczęłaś mówić...
-Tak, wiem.-przerwała jej-Tylko, że ja zwyczajnie raz przez przypadek usłyszałam ich rozmowę.
-Jaką rozmowę. Proszę. Muszę wiedzieć.
-To dotyczy firmy twojego ojca.
-Co ma niby wspólnego firma taty ze mną?
-Bardzo dużo. Wujek chciał aby Luca pomógł mu w jej prowadzeniu. Dawał wam mniej pieniędzy. Mówił, ze brakuje...
-Więc musieliśmy wyjechać.-dokończyła za nią.
-Przepraszam.
-Nie. Nie przepraszaj. to nie twoja wina.

Tymczasem Violetta i Angie chodziły po ulicach podziwiając kraj. Cieszyły się każdą wspólnie spędzoną chwilą i miały nadzieję, że teraz nic ani nikt ich nie rozdzieli.
-Podobno dzisiaj gdzieś wychodzimy.
-Ty z tatą? To wspaniale.
-Tata mówił, ze ty tez jesteś zaproszona?
-Ja?-zdziwiła się-Nie, nie. Na pewno maczałaś w tym palce.-pogroziła jej.
-Nawet nie wiesz co i jak.-uśmiechnęła się.
-To mi powiedz. Jestem twoja ciocią ale nie czytam ci w myślach.
-Podobno taty przyjaciółka zaprosiła nas na podwieczorek.
-Jesteś pewna w takim razie, że ja tez mam iść?
-Oczywiście. Tata mówił, że musisz. W końcu należysz do rodziny.
Angeles przytuliła ja do siebie. Nie minął nawet rok odkąd zaczęły się na nowo poznawać, a już bardzo się zżyły. Tak. To była prawda. Były rodziną.
-Francesca?-Violetta rozpoznała przyjaciółkę siedzącą nieopodal na ławce. Była smutna.
-Idź do niej.-szepnęła jej do ucha.
-Dobrze, a ty już wracaj do domu.
-Trafisz sama?
-Dam sobie radę. Nie martw się o mnie.
Pocałowała ja w czoło na pożegnanie i poszła. Dziewczyna skierowała kroki w stronę ławki.
-Francesca.
Brunetka uniosła głowę i powoli się odwróciła.
-Violetta?-wstała i mocno uściskała przyjaciółkę-Co ty tu robisz?
-Długa historia.-uśmiechnęła się-Ale najpierw ty powiedz co tu robisz i dlaczego jesteś smutna.
Usiadły i dziewczyna opowiedziała o wszystkim. Łącznie z tym co się dowiedziała niespełna dwie godziny wcześniej.
-Dlaczego nie porozmawiasz z ojcem? Poproś go o wyjaśnienia.
-I co mu powiem? I tak pewnie się z tego jakoś wykręci i wyjdzie na swoje, jak zawsze.
-To pogadaj z bratem.
-To nie ma sensu Violu.
-Pójdę z tobą.-zaoferowała.
-Nie. Nie będę cię w to wciągać.
-To idź sama. Proszę.-nie poddawała się.
-Dobra, pójdę. Ale zrobię to tylko dla ciebie.
Violetta objęła ją, a następnie się pożegnały i każda poszła we własnym kierunku.

Kiedy weszła do domu, Angie akurat przechodziła obok drzwi.
-Violetta. Dobrze, że już jesteś.
-Coś się stało?-zaniepokoiła się.
-Nie. Tylko twój tata już zaczynał snuć domysły dlaczego tak długo cię nie ma.
-To może lepiej pójdę do niego.
-Nie.-zatrzymała ją. Ja mu powiem, ze już wróciłaś. Idź się przebrać. Za moment wychodzimy.
-Dobrze.



* Francja, Paryż *

-Tylko nie mów mi, ze się zgubiliśmy!-wrzasnęła.
-Niestety.-zrobił kwaśną minę.
Już od dobrych kilkudziesięciu minut błąkali się po ulicach Paryża. Ludmiła bardzo chciała iść na zakupy, ale nie sama więc wciągnęła w to nieszczęsnego kuzyna. Tak się zapędziła w bieganiu, że stracili orientację i nie mieli pojęcia gdzie są. Blondynce każda minuta wydawała się wiecznością.
-Uspokój się! Panika nic nie pomoże!
-To wszystko twoja wina!
-Moja?-nie udawał zaskoczonego-To ty wyskoczyłaś z zakupami. Trzeba było posłuchać matki i poczekać do jutra. Przecież mówiła, że jutro pójdziemy razem.
-Przestań gadać!-warknęła.
Mieli rozładowane telefony więc nie mogli zadzwonić. Tuż obok przystanął radiowóz. Policjanci pytali ich o coś ale ci niestety nie rozumieli. Leon szybko wyjaśnił po francusku, tyle co się nauczył, że nie znają tutejszego języka lecz tylko hiszpański. Wtedy jeden z policjantów odpowiedział w ich rodzimym języku.
-Widzisz? Jednak mam szczęście.-powiedział Leon do Ludmiły jak już wrócili.
-Cicho!-syknęła-Jestem zamarznięta i głodna!
-Gdybyś była zamarznięta to nie mogłabyś mówić.-zażartował i szybko uciekł aby uniknąć dalszego wybuchu gniewu z jej strony.


* Włochy *

W końcu dojechali na miejsce. Jak tylko wysiedli z taksówki, na spotkanie wyszła im przyjaciółka Germana.
-German.-ucieszyła się na jego widok-Nawet nie wiesz jak się cieszę, że znów cię widzę. A to pewnie twoja rodzina.
-Tak. To Violetta, moja córka. A to Angie, szwagierka.
-Miło mi.-przywitała się najpierw z jedną, a potem z drugą-Wejdźcie do środka.
Ich dom w środku był prawie tak okazały jak dom Violetty. Uwagę dziewczyny przykuł chłopak zbiegający po schodach. Miał czarne włosy i niezwykle wyjątkowy wyraz twarzy. Przywitał się uprzejmie z dwojgiem przybyłych dorosłych, a następnie stanął tuż przed Violettą.Z tego wszystkiego zrobiła krok w tył. Powiedział coś do niej ale nie zrozumiała ani słowa. Była zmartwiona, że nie mówi on po hiszpańsku ale zaraz ją zaskoczył.
-Przetłumaczę na hiszpański, okej?
Nieznacznie skinęła głową nie będąc w stanie wykrztusić ani słowa.
-Siema. Jestem Federico ale może mówić mi Fede. A ty?
-Ja jestem Violetta.-powiedziała ku wielkiej uldze.
-Czyli w skrócie Viola?
-Tak.-odwzajemniła mu uśmiech.
Po krótkim przywitaniu wszyscy zasiedli do stołu. Panienka Castillo cieszyła się, że jej ciocia jest z nimi. Czuła się pewniej. Chociaż zauważyła, że przy Federico nie da się zbytnio myśleć o zmartwieniach czy tego typu sprawach. Zastanawiała się czy tutaj wszyscy chłopacy tacy są. Nagle przypomniał jej się brat przyjaciółka. Więc raczej nie wszyscy. Federico po prostu taki było. Miał to we krwi. Przysłuchując się rozmowie dorosłych dowiedziała się o nim co nieco. Jego matka nie urodziła się we Włoszech a w Hiszpanii tak jak jej ojciec. Jego ojciec od urodzenia mieszkał we Włoszech i tu się urodził Federico. Oczywiście od pierwszych dni życia uczyli go hiszpańskiego jak i włoskiego. Dlatego doskonale opanował oba języki. Matka chłopaka nie znała osobiście zbytnio matki Violetty. Widziały się może ze dwa lu dtrzy razy. Choć to i tak dużo. Dalej już nie słuchała. Zatopiła się we własnych myślach. Z rozmyślań wyrwał ja głos, który z początki nie wiedziała do kogo należy.
-Violetta.-powtórzył głośniej.
-Przepraszam. Co mówiłeś?-poczuła się strasznie głupio.
-Pytałem tylko czy chciałabyś przejść się na spacer.
-Tato? Mogę wyjść z Federico?
-Oczywiście. Tylko nie odchodźcie zbyt daleko.
Zabrzmiało to niemal jak przestroga, którą daje się małym dzieciom więc prędko wstała i odeszła od stołu.  Chłopak ruszył za nią. Równie szybko znaleźli się poza bramą.
-Nudziło ci się.-bardziej stwierdził niż zapytał.
-Nie!-zaprzeczyła.
-Nie przejmuj się. Ja też nie miałem ochoty dłużej tam siedzieć.
-Zawsze taki jesteś?
-Jaki?-odpowiedział pytaniem.
-Taki... Wiesz... Potrafisz zmienić komuś nastrój.
-A... To. Cóż. Mama zawsze powtarza, że mam dość osobliwy charakter.
-Nie wiem co miała na myśli ale przyznaję jej rację.-uśmiechnęła się-Ciekawy z ciebie typ.
 Ostatnie słowa sprawiły, że się roześmiał. Ale krótko i niezbyt złośliwie aby nie zrozumiała tego źle. 
-Federico. Mogę cię o coś prosić?
-Tak. O co chodzi?
-Moja przyjaciółka mieszka tu we Włoszech. Wcześniej przez kilka lat mieszkała z bratem w Buenos Aires ale musieli tu przyjechać na stałe, ponieważ ich rodzice mają zdaje się problemy finansowe. Wiem, że ona kocha Studio21.
-Jak chcesz jej pomóc?
-Pomyślałam, że można by gdzieś śpiewać.  -Tylko gdzie? I jak zrobić to tak aby sporo zarobić? Poza tym ty nie znasz włoskiego.
-To nic. Ludzie przecież chyba sporo kasy dają za słuchanie obcojęzycznych piosenek.
-Trzeba to przemyśleć. Jak się nazywa ta twoja przyjaciółka?
-Francesca Cauviglia.
-Francesca Cauviglia?-powtórzył pytaniem, wyglądał na zaskoczonego.
-Znasz ją?-zapytała.

----------------------------------------------------------------------------

Jak się wszystko dalej potoczy? 
Czy Fran porozmawia z ojcem? 
Co wymyślą Viola z Fede i czy ich plan się powiedzie? 
Czy Federico zna Francescę?  

Wszystkiego dowiecie się w kolejnym rozdziale na który nie będziecie musieli już tyle czekać.

poniedziałek, 1 września 2014

Rozdział 37

Mijał dzień za dniem. Rok szkolny już się skończył i lada dzień miały nadejść święta Bożego Narodzenia. Mogłoby się nawet wydawać, że w domu Castillo wszystko zaczęło się układać. Angie po długich prośbach Violetty zgodziła się na propozycję Germana, dotyczącą zamieszkania w jego domu przynajmniej do świąt. Olga i Ramallo oczywiście nadal nie wiedzieli o tym, iż Angie to siostra Marii. Większość dzieciaków ze Studia zaraz następnego dnia po zakończeniu szkoły rozjechała się w różne strony na wakacje.


* Park *

Natalia siedziała na ławce i rozglądała się dookoła. Widać było, że najwyraźniej na kogoś czeka. Tą osobą nie była jednak Ludmiła. Umówiła się tutaj z Maxim, gdyż chciała z nim porozmawiać. Teraz było to już tylko zwykłe spotkanie. Razem chodzili ze sobą już ponad dwa tygodnie. Choć nie było to łatwe, ponieważ dziewczyna musiała być zawsze tam gdzie panna Ferro.
-Maxi.-zawołała widząc zbliżającego się chłopaka.
-Hej.-musnął ja w policzek siadając obok-Dlaczego dzwoniłaś?
-Chciałam ci powiedzieć, że wyjeżdżam z rodzicami i siostrą na lato.
-Co? Dlaczego nie możesz spędzić wakacji tutaj?-był rozczarowany.
-Spokojnie. Wracam za miesiąc.
-Ale ten drugi miesiąc pewnie będziesz musiała spędzić z panią "gwiazdą".
-Nie.-roześmiała się-Ludmiła wyjechała do Paryża na całe lato.  Będziemy mogli spędzić ze sobą dużo czasu.
-To świetnie.-ucieszył się.
Jeszcze trochę rozmawiali ze sobą nie zwracając uwagi na upływający czas. W końcu jednak musieli skończyć i rozeszli się każdy w swoją stronę.


* Dom Castillo *

Violetta delikatnie uchyliła drzwi pokoju w którym zamieszkała na pewien czas jej ciotka. Znajdował się on zaraz obok sypialni nastolatki więc nikt nawet nie zauważył jak wyszła od siebie. Było już dawno po kolacji i była już w piżamie. Natomiast Angeles nie zdążyła się jeszcze przebrać. Dziewczyna chrząknęła i dopiero wtedy blondynka dostrzegła jej obecność.
-Violetta.-uśmiechnęła się-Wejdź.
-Chcę cię o coś prosić.-podeszła bliżej i stanęła przy krawędzi łóżka.
-Coś się stało?
-Nie. Wszystko w porządku. Chcę tylko abyś poszła jutro ze mną na zdjęcie szwów.
-Ja? A twój ojciec?
-Chcę iść z tobą. Poza tym tata i tak pracuje od rana.
Angie westchnęła. Nie mogła odmówić. W dodatku przecież i tak nie miała na następny dzień żadnych planów. No może poza jedną sprawę. Ale to mogła akurat przełożyć na popołudnie albo nawet na inny dzień.Dla siostrzenicy zrobiłaby wszystko.Wszystko aby nastolatka mogłaby być szczęśliwa. 

Kolejny dzień.

* Park *

Angeles wyszła z domu Germana pod byle pretekstem zaraz po obiedzie. Nie miała zamiaru niczego wyjaśniać domownikom. Siedząc na ławce wróciła myślami do dzisiejszego ranka. Była z Violettą w szpitalu. Nic szczególnego. Powędrowała bardziej w przeszłość. Cóż. Przez ostatnie kilka miesięcy tak wiele się zmieniło. Czuła przyjemne łaskotanie w brzuchu na samą myśl, że lada chwila zobaczy Pablo. Pomyślała o dniu kiedy poznała Pablo. Tego dnia właśnie po raz pierwszy od wielu miesięcy się uśmiechnęła. Ocknęła się ze wspomnień gdy poczuła na ramieniu czyjąś dłoń. Odwróciła się.
-Pablo.-uśmiechnęła się.
-Wołałem cię ale nie reagowałaś.
-Przepraszam. Zatopiłam się w myślach.
-Widać. Dlaczego wcześniej nie zadzwoniłaś, że tu jesteś?
-Chciałam ale...
-W porządku.-przerwał jej-Przejdziemy się?
Kiwnęła głową. Powolnym krokiem szli alejką.
-German wie już, że jestem siostrą Marii.
-To dobrze, że na reszcie mu powiedziałaś.-wydawało się, ze odetchnął z ulgą ale po chwili dodał jakby ze strachem-Ale chyba nie wywiózł znowu Violetty?
-Nie.-zaprzeczyła-Są tutaj. Mieszkam u nich do czasu jak znajdę jakieś lokum.
-Znalazłaś już coś?
-Tak.-odparła szczerze.
-Ale co?-wyczuł jej niepewność.
-Kupię je dopiero po Nowym Roku.
-dlaczego?
-Chciałabym spędzić święta z mamą w Madrycie lecz z drugiej strony byłyby to pierwsze święta, które mogłabym przeżyć z siostrzenicą po tylu latach.-zatrzymała się usilnie powstrzymując napływające do oczu łzy-Dlaczego? Dlaczego przez ostatnie lata prawie każdą Wigilię byłam sama, a teraz nagle... Nie mogę się rozdwoić.
Podszedł do niej i pocałował ja w czoło.
-Wcale nie musi tak być. Przecież możecie spędzić ten czas całą rodziną. Porozmawiaj z Germanem.
-A jak go nie przekonam?
-Dasz radę. Zaszłaś już tak daleko. Nie możesz się teraz zatrzymać.
-Dziękuję.-przytuliła się do niego-Dziękuję, że jesteś.


Boże Narodzenie

* Barcelona *

Marisol wstała z łóżka i zeszła na dół przecierając jeszcze zaspane oczy. Zeskoczywszy z ostatniego stopnia przekroczyła próg salonu. Pod choinką było mnóstwo prezentów. Szybko pobiegła do sypialni.
-Mamo! Tato! Mikołaj już zostawił prezenty! Chodźcie!
Ines przewróciła się na drugi bok. Dziewczynka jednak nie dała rodzicom spokoju i musieli wstać. Wszyscy razem poszli do salonu. Mala blondyneczka pierwsza rozpakowała swoje. W pierwszym pakunku był pluszowy miś. Mężczyzna uśmiechnął się na widok reakcji córki. W drugim był strój na karnawał. Balowa sukienka księżniczki, diadem, rękawiczki i baleriny. Był to prezent od Mirei, który przyszedł pocztą dwa dni wcześniej. Ostatnim prezentem był album na zdjęcia.
-Będę mogła w nim mieć swoje własne fotki.-ucieszyła się.
Dziewczynka bardzo się cieszyła z prezentów ale najbardziej się cieszyła (i tak było co roku) z tego, że jej tata jest z nimi, ponieważ przez większą część roku bardzo często go nie ma.

2 styczeń 2014r.

* Madryt*

Angie wyszła przed dom matki. Śnieg padał tak gęsto, że prawie nic nie było widać. Wpakowała torbę do bagażnika taksówki. Jednak nie wsiadła od razu na miejsce pasażera. Na jej blond włosach pojawiało się coraz to więcej płatków śniegu. Spojrzała na swoje dłonie, które już zaczynały być lekko czerwone od mrozu. Żałowała, że nie ubrała rękawiczek. "Na lotnisku też będzie zimno"-pomyślała. Odwróciła się w stronę domu, gdzie w oknie stała Angelika. Uśmiechnęła się ciepło. Otworzyła drzwiczki auta. Zniecierpliwiony taksówkarz bębnił palcami w kierownicę. Wsiadła i odjechali.

-----------------------------------------------------------------

Baaardzoo was przepraszam, że dodaję rozdział dopiero teraz. Jednakże przedłużył mi się wyjazd. Potem jeszcze byłam na dwóch imprezach, miałam egzamin, a w między czasie byłam trochę chora. Stąd takie opóźnienie. Wiem, że to marne usprawiedliwienie ale zawsze jest. Macie więc osłodę na początek szkoły.

wtorek, 15 lipca 2014

!!!WAŻNY KOMUNIKAT!!!

Cześć wszystkim, którzy czytają mojego bloga. Jutro wyjeżdżam więc przynajmniej 
do 20 sierpnia nie pojawi się kolejny rozdział ani cokolwiek innego.

piątek, 11 lipca 2014

Rozdział 36

* Szpital *

Czuła, że leży na czymś miękkim, a przynajmniej miętszym niż twardy, zimny chodnik. Delikatnie uchyliła powieki i zaraz je zamknęła gdyż w pierwszym momencie oślepiło ją blade światło jarzeniówki. Znów otworzyła oczy, teraz już całkowicie. Nad sobą miała tylko biały sufit więc zaczęła się zastanawiać gdzie jest. Powoli przechyliła głowę na bok. Na krześle siedział jej ojciec.
-Dobrze, że się w końcu obudziłaś.-uśmiechnął się-Wystraszyłaś mnie tym wypadkiem.
-To nawet nie był wypadek.-starała się być oschła ale jej nie wyszło.
Uniosła się gwałtownie lecz poczuła przeszywający ból i opadła na poduszkę. German zaraz znalazł się przy niej.
-Możesz usiąść ale powoli. Masz sporą ranę na głowie.
Tym razem uniosła się o wiele wolniej.
-Pić mi się chce.-powiedziała bardziej od niechcenia byle tylko móc przez moment w samotności poskładać w myślach fakty.
-Przyniosę wodę.-powiedział i wyszedł.
Rozejrzała się dookoła. Znajdowała się w sali szpitalnej. Stało w niej tylko jedno, jej łóżko. Obok stolik na którym leżała jej torebka. Sięgnęła po nią. Na szczęście pamiętnik był w środku. Wyciągnęła go i przycisnęła do siebie. Zaraz potem otworzyła go i zaczęła pisać.
-Nie powinnaś się przemęczać.-stwierdził German wchodząc i stawiając butelkę wody na stoliku.
-Nie sądzę aby ktoś umarł od pisania w pamiętniku.-nawet nie podniosła wzroku.
-Przyniosłem ci wodę.
-Już nie jestem spragniona. Kiedy będę mogła wrócić do domu?
-Lekarz mówił, że jeśli wyniki będą dobre to jutro cie wypiszą.
-Co?-wybuchła-Nie chcę tu dłużej siedzieć! Która godzina?
-Violetta, nie unoś się. Musisz zostać na obserwacji.
-Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. 
-19:55
-Co? Za chwilę zacznie się występ. Chcę na niego iść.
-Nie możesz.
-Jasne. Jak zwykle.
-I tak byś już nie zdążyła. Ale obiecuję, że spełnię każdą twoją prośbę.
-Zabierz mnie tam.-nie poddawała się.
-Nie mogę. Nawet jeśli bym chciał to lekarz by się nie zgodził.
-To chcę zobaczyć się z Angie.
-Nie. Tej prośby nie mogę spełnić.
-Tato! Powiedziałeś, że spełnisz każdą moją prośbę.
-Violetto. Angie nas okłamała. 
-Nie bardziej niż ty mnie. Proszę cię tato.-mówiła błagalnym głosem-Nie muszę chodzić do Studia ani śpiewać. Chcę tylko móc się z nią widywać. To moja ciocia. Zrozum to.
German nie odpowiedział. Wyszedł bez słowa. Jego córka miała rację. Kłamstwo Angie nie było, aż tak wielkie jak te, którymi on karmił własną córkę. Usiadł na jednym z krzeseł stojących w korytarzu. Ramallo, który przyszedł był zaskoczony tym, że jego przyjaciel jest tak zadumany.
-German? Co się stało?  Violetta gorzej się czuję?
-Nie Ramallo. Wręcz przeciwnie.-wstał-Muszę coś załatwić.
Poszedł. Ramallo stał dalej nic nie rozumiejąc.

Następny dzień. Rano.
Kiedy Violetta się obudziła było już przed południe. Wstała. Na krześle leżały ubrania, które wczoraj przyniosła jej Olga. Poszła do łazienki je ubrać. Gdy wróciła zastała w swojej sali kolegę ze studio.
-Leon? Co ty tu robisz?
-Jak to co? Przyszedłem cię odwiedzić. Szkoła już się skończyła więc mogłem przyjść zaraz po śniadaniu.
-Skąd wiedziałeś, że jestem w szpitalu?
-Może najpierw usiądźmy.
-Może najlepiej wyjdźmy na dwór. Tu jest duszno.
-Możesz wychodzić?-zdziwił się.
-Przed szpital tak.-uśmiechnęła się.
Kilka minut później siedzieli na ławce przed szpitalem.
-Wczoraj jak szedłem do domu znalazłem cię leżącą na chodniku.  Zadzwoniłem po karetkę i oczywiście po twojego ojca.
Dziewczyna opowiedziała mu co zaszło poprzedniego dnia.
-Powinnaś uważać. W tamtej okolicy kręci się mnóstwo kretynów.
-Zauważyłam.-zdobyła się na uśmiech-A jak wyszedł występ?
-Wspaniale. Ale pewnie wyszłoby jeszcze lepiej gdybyś ty oraz Francesca byłyście na nim.
-Fran nie było?-zapytała zaskoczona.
-Nic nie wiesz?
-O czym?-przestraszyła się, że coś mogło się stać.
-Trzy dni temu poleciała z bratem do Włoch.
-Przed zakończeniem roku? To do niej niepodobne. Nawet nie dała mi znać. Nie pożegnała się.
-Z nikim się nie pożegnała.-starał się podnieść ja na duchu.
-Dlaczego?-spojrzała na niego z nadzieją jakby jednak znał odpowiedź.
-Nie wiem Violetta. Nikt nie wie.

* Dom Castillo *

Olga jak zwykle sprzątała dom. German natomiast siedział u siebie w gabinecie niezwykle skupiony. Ocknął się dopiero na dźwięk dzwonka do drzwi. Pani Peno poszła otworzyć. Wesoła mina od razu jej zelżała gdy zobaczyła osobę stojącą za drzwiami.
-To znowu pani.-skomentowała.
-Znowu?-Angie otworzyła szerzej oczy-Dawno mnie nie było.
-Jakby co to mnie pani obecność nie przeszkadza. Sądzę, że jest pani nawet bardzo miła ale co innego pan German...
-Tak, tak, wiem. Tylko, że to on właśnie kazał mi przyjechać.
Mężczyzna właśnie wyszedł ze swojego gabinetu. Poprosił Olgę aby szła zaparzyć herbatę aby delikatnie mówiąc pozbyć się jej na moment.
-Bałem się, że jednak nie przylecisz.
-W sumie mogłam nie przylecieć. W końcu musiałam wszystko rzucić nagle. Jednak robię to dla Violetty. Jest już w domu?
-Nie. Ramallo właśnie po nią jechał.
-Ramallo? A to nie ty powinieneś po nią jechać?
-Violetta tego sobie nie życzyła. Prawie ze mną nie rozmawia od przylotu do Buenos Aires.
-Wcale się nie dziwię.-prychnęła.
Stali właśnie na środku salonu gdy drzwi wejściowe się otworzyły.
-Angie!-dziewczyna natychmiast rzuciła się w ramiona cioci-Jak dobrze, że przyleciałaś.
-Tak. Stęskniłam się za tobą skarbie. Jak się czujesz? Twój tata mówił, że miałaś wypadek.
-Nie zupełnie wypadek. Poza kilkoma szwami na czole nic mi nie dolega.
-Całe szczęście. Martwiłam się o ciebie.
German uśmiechnął się na ten widok. Już dawno nie widział córki takiej szczęśliwej. Angie poszła z Violettą na górę gdzie siostrzenica opowiedziała jej wszystko co dowiedziała się od Leona oraz to co się z nią działo od czasu wyjazdu z Hiszpanii. Wyznała też, iż chciałaby spędzić święta z całą rodziną. W całkowitej zgodzie.
Obie były świadome, że do Wigilii pozostało już naprawdę niewiele czasu. Violettcie uda się złączyć rodzinę? Czy Francesca wróci do Argentyny? Co takiego wydarzy się w najbliższym czasie? Na te pytania nikt nie znał odpowiedzi.

* Barcelona *

Dwie kobiety i mała blondynka dojechały na lotnisko. Kobieta o czarnych włosach pożegnała się z nimi obiema.
-Mam nadzieję, że wkrótce się zobaczymy?
-Też mam taką nadzieję. Uważaj na siebie.-poprosiła.
-Za kogo ty mnie masz Clarisa?-zaśmiała się po czym ja przytuliła-Jesteś wspaniałą przyjaciółką.
Uściskała też mała dziewczynkę po czym zbliżyła się do bramki.
-Mireia zaczekaj.-zatrzymała ja Marisol.
Ściągnęła z pleców plecak i wyciągnęła z niego kopertę.
-To dla ciebie.-podała ja kobiecie.
-Co w niej jest?
-Zobaczysz. Pamiątka ode mnie.
-Dziękuję.
Przeszła przez bramkę. Teraz już nie mogła się cofnąć. Godzinę później leciała już samolotem do Caracas w Wenezueli. Otworzyła kopertę. Znajdował się w niej rysunek i zdjęcie Marisol.

sobota, 5 lipca 2014

Fragmenty z pamiętnika Marii.

12 październik 1982r.
Mam na imię Maria Saramego i mam siedem lat. Nie mam taty ale mam mamusię, która mnie kocha. Dzisiaj mam urodziny. Już się kończą, bo jest wieczór. Dostałam od mamy pamiętnik. Mama mówi, że teraz jak umiem już pisać to mogę go mieć. Będę pisać w nim to co dla mnie smutne i wesołe.

20 styczeń 1984r.
Mam nowego tatusia. Mama i mój nowy tata wzięli ślub. Mój nowy tatuś jest bardzo fajny. Zna się na muzyce. Potrafi grać na fortepianie więc dalej to on mnie będzie uczyć, chociaż ja już i tak dużo potrafię. Chcę kiedyś chodzić do szkoły muzycznej i zostać piosenkarką. Tata powiedział, że z moim talentem na pewno osiągnę to co pragnę.

16 wrzesień 1990r.
Dzień pełen wrażeń na reszcie się skończył. Angeles śpi słodko w swoim pokoju w łóżeczku przykryta niebieską kołderką z chmurkami. Mam nadzieję, że nie będzie miała w nocy koszmarów. Czasem je miewa po takich dniach jak ten. Oto, co się dzisiaj wydarzyło:
W szkole podstawowej był niewielki pożar. Szybko się o tym dowiedziałam, ponieważ gimnazjum jest zaraz naprzeciwko. Niemal razem z dzwonkiem wybiegłam z klasy i po niespełna minucie stałam przed szkołą siostry.Próbowałam odnaleźć ją wzrokiem ale jej nie dostrzegłam. W tym momencie poczułam paraliżujący strach. Upłynęło może z pięć minut jak ujrzałam strażaka wyprowadzającego dziewczynkę o blond włoskach z granatowymi kokardkami wpiętymi w dwa jasne warkocze. To była ona. Tak. Moja mała siostrzyczka. Gdy udało mi się do niej dostać siedziała na ławeczce ze zwieszoną główką. Na białej bluzeczce oraz sukience w ciemną kratkę dostrzegłam ślady krwi. Całą dłoń i nadgarstek miała zakrwawione.
-Angeles.-wyszeptałam. Czułam jak głos mi drży.
Spojrzała na mnie. Na jej twarzy, białej jak papier było widać ślady łez. Była przestraszona. Koleżanka powiedziała mi później, że ja byłam jeszcze bardziej blada ale nie potrafiłam w to uwierzyć. Chociaż to wielce prawdopodobne sądząc po minie Angeles, która patrzyła na mnie wzrokiem jakby zobaczyła ducha. Ktoś zapytał mnie kim jestem dla małej, a po mojej nieco kąśliwej odpowiedzi pozwolił mi jechać razem z nią do szpitala. Tam na izbie przyjęć opatrzyli rany na rączce Angeles. Nawet nie pisnęła, taka była dzielna. W międzyczasie jedna z pielęgniarek zadzwoniła po naszych rodziców.
W drodze do domu mała blondyneczka usnęła w samochodzie. Lewa dłoń była owinięta bandażem, a na twarz wróciły jej kolorki. Kiedy obudziła się już w swoim łóżeczku opowiedziała nam wszystkim co się stało.
-Poszłam do ubikacji. Jak tam byłam to zadzwonił alarm przeciwpożarowy. Przestraszyłam się i chciałam szybko wyjść ale drzwi się zacięły. Lewa ręką stłukłam szybkę w drzwiach aby otworzyć je od zewnątrz. Tylko nie mogłam dosięgnąć klamki. Waliłam w drzwi i krzyczałam. Wtedy przyszedł jeden pan i mnie stamtąd wydostał. Bardzo się bałam. 
-Ja też.-pomyślałam przytulając siostrzyczkę.

30 czerwiec 1992r.
Chyba się zakochałam. Na przyjęciu urodzinowym koleżanki poznałam pewnego chłopaka. Ma na imię German, jest o rok starszy i niesamowicie przystojny. Aż dostałam weny na nową piosenkę.

2 styczeń 1995r.
Chcę zabrać Angeles w trasę koncertową. Nie wiedząc czemu mama zaprotestowała słysząc moją propozycję. Przecież Angeles ma już dziesięć lat, zaczęły się wakacje, a trasa koncertowa tym razem trwa zaledwie dwa miesiące. Powinna zwiedzić trochę świata. Nie może przecież ciągle siedzieć w jednym kraju. Poza tym miałabym na nią oko. W dodatku tata jedzie. Nie spocznę póki jej nie przekonam.

5 styczeń 1995r.
Udało się. Lecimy razem zadowolone. To znaczy... Ja siedzę w samolocie pisząc w pamiętniku, a Angeles obok mnie z zamkniętymi oczami i paluszkami wbitymi w fotel. W trakcie startu zaczęłam się już bać, że ze strachu obgryzie sobie palce razem z paznokciami.

26 marzec 2001r.

Dzisiejszy dzień spędziliśmy całą rodziną u moich rodziców. Violetta chce dostać na urodziny psa. Codziennie chce coś innego. Jest taka słodka i urocza. Zwłaszcza wtedy gdy śpiewa własne piosenki. Jestem pewna, że kiedyś wyrośnie na wspaniałą kobietę. Chce tylko aby zawsze uważała w swoim dążeniu do celu. Nie musi być wielką gwiazdą. Chcę, by była szczęśliwa. Boję się, iż postawi kiedyś karierę ponad wszystko. Dla niej na pewno muzyka tak jak i dla mnie będzie wszystkim. Tylko są wartości o wiele, wiele ważniejsze. Mam na myśli rodzinę i przyjaciół.


----------------------------------------------------------------------

Macie One-shot. Dodam jeszcze inne ale w swoim czasie. Po niedzieli w jakiś dzień postaram się dodać kolejny rozdział.